środa, 7 maja 2014

Rozdział 6



Kilka tygodni później…
                      
Odkąd stałam się bezrobotna każdy mój dzień wyglądał prawie tak samo. Wstawałam późnym rankiem krzątałam się po kuchni w poszukiwaniu pożywienia. W między czasie wymieniłam chyba milion sms’ów z Wojtkiem do którego bardzo się zbliżyłam, byliśmy przyjaciółmi, mogliśmy na sobie polegać. Włodarczyk obiecał mi, że jak będzie miał chwilę wolnego pomoże wybrać mi nowe auto, którym będziemy razem jeździć. Swoją drogą miałam wrażenie, że ten chłopak staje się być kimś więcej, niż tylko przyjacielem dla mnie. Przy  rannym posiłku dużo rozmyślałam o swoim życiu stanowczo za dużo. Całe południa spędzałam na szukaniu jakieś pracy, aby nie siedzieć bezczynnie w domu, ale nie było żadnej oferty, która by mnie zainteresowała. Dziś akurat musiałam odebrać siostrzenicę z przedszkola i się nią zająć do wieczora. Więc koło godziny trzynastej zaczęłam się zbierać do wyjścia. Umyłam się, ubrałam w długą miętową spódnice i luźną brzoskwiniową koszulkę włosy związałam w kucyka, zrobiłam sobie lekki makijaż, upiłam jeszcze łyka soku pomarańczowego, na nogi ubrałam trampki. Wzięłam torebkę i wyszłam. Na dole przypomniałam sobie, że zostawiłam fotelik samochodowy małej w domu. Musiałam się wracać po niego, ale na szczęście miałam sporo czasu. Droga do przedszkola zajęła mi trzydzieści minut. Lenka już czekała gotowa  na mnie. Była dziś bardzo ładna pogoda więc zaproponowałam jej pójście na plac zabaw i na lody. Pięciolatka  zgodziła się więc od razu gdy pojechaliśmy pod mój blok ruszyłyśmy w stronę placu zabaw. Dziewczynka pobiegła do bawiących się dzieci, a ja usiadłam na ławce aby ją obserwować. Po chwili zaczął dzwonić mój telefon spojrzałam na wyświetlacz "Wojtek dzwoni”, nie wąchając się ani chwili dłużej odebrałam.
- Halo? - powiedziałam do słuchawki. - W końcu odezwałeś się do mnie – mruknęłam ironicznie.
- Już nie marudź kochana, tylko powiedz mi co robisz dziś wieczorem? – zapytał mnie Wojtek.
- Dziś wieczorem to raczej siedzę w domu – odpowiedziałam zaskoczona.- A dlaczego pytasz? – dodałam po małej chwili.
- A tak się pytam z czystej ciekawości. A teraz pewnie to pewnie zalegujesz kanapę w salonie z pilotem w dłoni? - spytał.
- O nie, nie kochany teraz to jestem przykładną ciocią. Zabrałam dziecko na plac zabaw, a potem idziemy na lody – powiedziałam dumnie.
- Też chciałbym mieć taką ciocię, na dodatek, że śliczna to jeszcze słodkości kupuje – westchnął pewnie rozmarzony.
-Oj Wojtuś, Wojtuś jak tam poranny trening minął? – zmieniłam temat.
Rozmawialiśmy jeszcze z pół godziny aż Włodi zorientował się, że ma już trening i musi lecieć, a ja w tym czasie przywołałam Lenkę do siebie.
- To co? – kucnęłam delikatnie. - Idziemy na lody czy na pizzę?- rzuciłam pytaniem.
- Lody i pizza! - wykrzyknęła z radością w głosie.
- Twoja mama mnie kiedyś zatłucze za rozpieszczanie ciebie – powiedziałam pod nosem. - Ale trudno – wzruszyłam ramionami z uśmiechem na ustach.
- Nie zatłucze – zaprotestowała mała. - Moja mama cię lubi! – wyszczerzyła się.
Wzięłam ją za rękę i pokierowałyśmy się do osiedlowej restauracji. Jeszcze z niej udało nam się zamówić posiłku, a już moja siostra postanowiła  przechwycić małą, więc kupiłyśmy tylko lody i poszłyśmy pod blok. Była godzina osiemnasta postanowiłam jeszcze wyjść i zrobić zakupy na kolację, ponieważ wymyśliłam, że zrobię lasange. Zakupy poszły szybko już pół godziny później byłam w domu i zaczęłam szykować kolację dla siebie.

Wojtek:
- Mamy szczęście, Mleka jest w domu -mówiła Monika gdy podjechaliśmy pod jej blok.
-Dzwonimy domofonem czy czekamy aż ktoś wyjdzie? - spytał pomysłowy Karol.
- Opcja pierwsza odpada – wtrącił Andrzej.
- Dobra chłopaki mamy plan. Wojtek dzwoni do Amelii i tam zagaduje ją, a Monika ma klucze od jej mieszkania i wchodzimy jak gdyby nigdy nic - powtórzył Bartek ustalony wcześniej plan.
- Dobra już dzwonię, czekajcie - powiedziałem i wybrałem dany numer, po chwili już rozmowa toczyła się tak jak zawsze i mogliśmy wykonać założony cel. Z ledwością weszliśmy na dziesiąte piętro, bo winda była zepsuta. Monika zaczęła grzebać w torebce, ale udało znaleźć się je klucze do drzwi z numerem dwadzieścia, powoli je otworzyła. W mieszkaniu było słychać tylko odpowiadającą coś do słuchawki Amelię, ale nie było jej widać. Monika pokazała nam drogę do salonu połączonego z kuchnią. Melka dalej nadawała do telefonu, a chłopaki ledwo, co powstrzymywali śmiech, ale rozsiedli się na kanapie, a mi przypadło wydać, że jesteśmy u niej w domu.
- Ale coś pachnie..- powiedziałem na głos.
Panna Nowak odwróciła się i była tak zdziwiona, że upuściła talerz i telefon na podłogę.
- Co wy tu robicie? Jak tu weszliście? - zaczęła zadawać tysiąc pytań na minutę.
- Jak to co? Przyjechaliśmy cię odwiedzić - odparł Kłos.
- O nie ja przyjechałam cię odwiedzić, a oni się doczepili, bo nie chcą siedzieć w hotelu -sprostowała Monika. - Gdzie masz kieliszki na wino?- spytała.
- Górna półka po lewej - odpowiedziała. - A ja przygotuje jedzenie - dodała Melka.
Po chwili już wszystko dziewczyny przygotowały. Zjedliśmy lasange, którą przygotowała Amelia, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkimi, i o niczym.
- Amelka kiedy kupujesz nowe auto? - wypalił nagle Andrzej.
- Jak ten pan obok ciebie znajdzie trochę czasu żeby mi pomóc wybrać coś odpowiedniego dla mnie – powiedziała patrząc na mnie. - Obiecałem to załatwimy, ale jeszcze daj mi trochę czasu – wyjaśniłem uśmiechają się.
- Krude, chłopaki chyba musimy się zrywać jest dwudziesta trzecia, trener nas jutro zajedzie jak nie wrócimy do północy – poinformował nas nagle Kłos.
- Bartek daj kluczyki ja będę jutro, a wam zamówimy taksówkę - powiedziała Monika po czym zadzwoniła po nią.
Chwilę później byliśmy już gotowi do wyjścia.
- O Jezu, zapomniał bym o najważniejszym – wypaliłem. - Mam dla ciebie obiecany bilet na mecz. Prawie zapomniałem o tym – powiedziałem, podając kawałek papieru brunetce.
-Włodi no nie wierzę! – wykrzyknęła. - Jesteś kochany! - powiedziała dając mi całusa w policzek.
- Włodarczyk idziemy! – chrząknął Kurek. - Ja jutro nie chce biegać po plaży za karę - ponaglał Bartek.
Poszliśmy do taksówki modląc się aby dotrzeć na czas.

Amelia...

- To co kolejna butelka i jakiś film? - zaproponowałam.
- Butelka owszem, ale film nie musimy pogadać potrzebuje twojej porady - powiedziała blondynka.
Nie zastanawiałam się ani chwili dłużej poszłam do lodówki po kolejna butelkę, po Monice było widać, że szykuje się długa rozmowa.
- Słucham cię? - powiedziałam nalewając naszego ulubionego wina do kieliszków.
- Bartek chce żebym pojechała z nim do Włoch na całe dwa sezony, a ja nie wiem czy my za miesiąc będziemy razem – skończyła mówić na jednym wydechu. – Proszę, powiedz mi, co mam zrobić? – zapytała zmartwiona sytuacją.
- Znam cię i widzę, że chcesz z nim jechać, ale potrzebujesz zapewnienia tego, że pojedziesz tam i nie będziesz tam całkiem sama jak Bartek wyjedzie na mecze - mówiłam.- Musisz z nim pogadać, tak na spokojnie – dodałam klepiąc przyjaciółkę w ramię.
Nasza rozmowa toczyła się jeszcze długo. Monika doszła do wniosku, że jeszcze pogada z Bartkiem na ten temat, ale postanowiła zmienić temat.
- Wiesz, że u chłopaków ty i Wojtek to sensacja?
Ja zrobiłam pewnie bardzo dziwną minę, dlatego panna Kowal mówiła dalej.
- No co ty myślisz, że Kłos z Wroną i reszta szaleńców nie dobrali się do jego telefonu. Zaraz będą się zakładać o to czy będziecie razem czy nie! – trajkotała uradowana.
- Mogą się zakładać. Sama jestem ciekawa obrotów tej sprawy – rzekłam zakładając nogę na nogę.
- Ale jak to planujecie coś z Wojtkiem? O czym my nie wiemy? - spytała zdziwiona.
- Nie, jesteśmy na razie przyjaciółmi, poznajemy się i zobaczymy czy coś z tego wyjdzie – powiedziałam uspokajając ją na chwilę. – Ale wiesz, co powiem ci, że czuję coś do niego. ale nie umiem tego określić – dopowiedziałam.
- Melka, daje wam jeszcze dwa miesiące i będziecie razem - powiedziała nieco wstawiona Monika. - Idziemy spać już, co ty na to?
- Jestem za!- powiedziałam kierując się w stronę sypialni, aby dać Moni coś w czym mogłaby spać.
Jakąś godzinę później spałyśmy w moim łóżku jak za dawnych dobrych czasów.