piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 3



Oczami Wojtka:
- Ty Włodi, co cię tak długo nie było? – zapytał Andrzej, gdy wchodziłem do pokoju.
- Pani Fryzjer chyba wpadła ci w oko, co stary? – Karol też musiał coś dopowiedzieć.
- Amelia ładna jest, ale wiesz, że ja nie lecę na wszystko, co się rusza - odpowiedziałem, siadając na łóżko.
Brunetka o dużych brązowych oczach, czarującym uśmiechu uśmiechu  jest moim ideałem, ale z tego, co widzę, to Amelia ma chyba wysoko postawioną poprzeczkę. Zadziwiająco potrafi operować swym językiem w postaci ciętej riposty.
- Chłopaki mamy teraz trening zamiast jutro rano, za piętnaście minut na Sali - z rozmyślań wybił mnie Winiar.
- Zaraz będziemy!- ja, Wrona i Kłos odpowiedzieliśmy jednogłośnie.
- Super, to impreza do białego rana! - rozweselił się Karol.
Zabraliśmy rzeczy na trening i poszliśmy na salę.

W tym samym czasie pokój Moniki:
- Wiesz, co? – zagadnęłam. - Normalnie cię zabiję! – powiedziałam do przyjaciółki kierując w nią udawany pistolet.
- Samotność ci nie służy kochana. Robisz się już starą panną - Monika potrafiła powiedzieć to, że potrzebuję chłopaka na wiele sposobów.
- Moniś, trener cię wzywa do siebie. A, i impreza trochę później, bo mamy przełożony trening- prawie, że krzyczał Bartek wchodząc do pokoju.
- Melka jeszcze trochę i pogadamy zabijesz mnie czy coś, poczekaj tutaj, praca wzywa.
- Dobra, dobra leć! – powiedziałam, machając ręką.
- Moniś? Serio? Przecież ona nienawidzi jak ktoś tak do niej mówi – pomyślałam.
Postanowiłam, że wygodnie poczekam na przyjaciółkę i wygodnie usadowiłam się na jej łóżku.
- Jeszcze trochę czasu minie zanim mnie ukatrupisz. Muszę teraz zabrać się za rezerwację hoteli, autobusów i innych rzeczy. Jak chcesz to zostań w pokoju, a jak nie to zaprowadzę cię na trening? - rzekła panna Kowal.
- Pójdę na trening, bo tu zaraz się zanudzę z nudów – powiedziałam lekko się uśmiechając.


Wojtek:
Trenera jeszcze nie było, każdy z nas korzystał i leżał na podłodze w Sali i odpoczywał. Gdy otworzyły się drzwi zerwaliśmy się na równe nogi.
- Spokojnie to tylko, ja przyprowadzam wam widza i spadam - krzyczała Monika nawet nie wchodząc.
Widzem była Amelka. Chyba było jej nie po nosie, że musiała z nami siedzieć.
- Amelka może pograsz z nami? - spytał się Karol.
- Jak bym umiała to bym chętnie pograła, ale jestem łamagą, więc nie – wzruszyła szczupłymi ramionami. -  Ale dziękuję za propozycję - odpowiedziała uśmiechając się siadając na ławeczce.
Chwilę później zaczął się trening, jak zwykle pięćdziesiąt kółek, a że zaczęliśmy marudzić to doszło jeszcze dziesięciu, potem rozciąganie. Złapałem kontakt wzrokowy z naszym widzem oboje się popatrzyliśmy na siebie, a ona odwzajemniła to uśmiechem, i zaczęła słuchać muzyki przez słuchawki.
- Włodi nie gap się tak na nią, bo przestraszysz dziewczynę – zażartował Karol, szturchając mnie w ramię.
Trener podzielił nas na dwa zespoły. Ja byłem z Kurkiem, Kłosem, Pitem, Wlazłym i Zatorskim. A w drużynie przeciwnej był Winiar, Kubiak, Wrona, Możdżonek, Bartman i Ignaczak. Każdy miał dziś ćwiczyć zagrywkę i przyjęcie. Kilka razy spojrzałem na Amelię, siedziała z słuchawkami na uszach nie interesując się otaczającym ją światem.

Amelia:
Siedziałam na tym treningu i biłam się z myślami dotyczącymi salonu. Co chwilę spoglądałam na chłopaków, a  raczej chłopaka. Po prostu na Wojtka. Uważałam, że nie szło im to granie, ale ja się nie znałam? Dalej myślałam o swoim salonie za niedługo już nie będzie chyba należał do mnie. Nie wiedziałam czy jak wezmę te pieniądze to będzie dobry wybór, potrzebowałam jakiegoś znaku z nieba, że podejmuję słuszną decyzję.
Siedziałam oderwana od tego, co się tam działo, ale nagle świsnęło mi coś obok nosa z taką prędkością, że spadłam z ławki, doszło do mnie, co się stało dopiero, gdy usłyszałam śmiechy chłopaków.
- Trzeba było się tak nie wyłączać to byś się nie przestraszyła - powiedział Żartowniś, pomagając mi wstać, gdy reszta tarzała się ze śmiechu.
- Tak zwalcie wszystko na biedną zamyśloną dziewczynę  – powiedziałam udając obrażoną.
- Dobra, przepraszam – podniósł ręce do góry Winiar w geście poddania.
- Pozwolicie, że już nie będę ryzykowała życia i wyjdę na dwór? – mówiłam wychodząc z Sali.
 Wyszłam i usiadłam na ławkę.
- To był znak, już wiem zadzwonię do pani Aldony  – pomyślałam i od razu wykręciłam numer do niej.
- Dzień dobry może Pani rozmawiać? - rzekłam do telefonu.
- Mogę, ale mów szybko.
- W poniedziałek proszę przygotować papiery i pieniądze przyjadę podpiszę to, co trzeba zabiorę swoje rzeczy i to wszystko.
- O nie wiedziałam, że tak szybko podejmiesz decyzję. Ale dobrze dziękuję za informację w takim razie do poniedziałku.
- Do poniedziałku - rozłączyłam się, a chłopaki właśnie skończyli trening i wyszli z hali.
- To, co panowie IMPREZKA za niedługo? - darł się Karol Kłos wychodząc. – O, a ty Amelko też jesteś oczywiście zaproszona - przypomniało się mu, gdy mnie zobaczył.
-Dzięki, skorzystam z zaproszenia - uśmiechnęłam się do niego i postanowiłam dalej posiedzieć na świeżym powietrzu.
- Melka już możemy pogadać  – krzyczała Monika.
- Zdecydowałam, że biorę pieniądze i odchodzę z salonu – poinformowałam ją, kiedy siadała obok mnie.
Westchnęła.
- I dobrze, widocznie tak miało być – skwitowała. -  Słuchaj, trzeba pojechać na jakieś zakupy na imprezę. Bo z tego, co wiem to chłopaki mają to, czego nie lubimy.
- Czyli piwo? – przerwałam jej.
- Tak. Chodź do pokoju lekko się ogarniemy, wezmę auto od Bartka i pojedziemy.
- O nie! Pojedziemy moim, bo autem Kurka zajmie nam to wieczność, bo boisz się nim jeździć - uśmiechnęłam się do przyjaciółki i poszłyśmy w stronę pokoju.

Wojtek:
- Czy wiecie, że Britney Spears wraca na rynek muzyczny? - mówił Karollo wchodzący, czytając jakąś gazetę.
- Znów zabrałeś Monice jej ulubione pisemko?- popatrzył. - Znów się wścieknie – pokręcił głową Wrona.
- Daj pooglądam sobie póki nie zniknie gdzieś w czasoprzestrzeni tego obiektu  –powiedziałem do Kłosa. Zacząłem przeglądać czasopismo nie było w nim nic ciekawego, plotki, damskie ciuchy, makijaż.
Ale nudna ta gazeta wszędzie ubrania makijaż i ubrania, zaraz, zaraz ta dziewczyna wydaję mi się znajoma -  zapaliła mi się lampka w głowie.
- Albo mam zwidy albo kupię sobie okulary. Widzę tu Amelię! – podniosłem głos do chłopaków.
-  Gdzie? Pokaż! - Karol od razu zareagował. – Nie tu to nie ona, ale tu tak.
- Nie no gdzie przecież ona ma ciemne włosy. A ta ma tutaj jasne.- zacząłem się kłócić z Kłosem.
- Wiesz, co może chodźmy się jej spytać, bo ja mówię ci, że tu jest ona a nie tu - zaczął przeglądać kartki. I wyszedł z pokoju a ja za nim
- Daleko nie musimy iść, mówię ci, że to nie ona. Jak już, to dalej jest ona - mówił Wojtek.
-Amelko jest sprawa. Czy ty jesteś na tym zdjęciu? – spytał Karollo, przykładając na wysokości jej twarzy gazetę, tak jakby porównywał rzeczywistość z fotografią.
- Nowy numer Glamour.
- No już wszystko jasne tu jest moja gazeta - przerwała Monika, Amelii zabijając ją i nas wzrokiem.


Amelia:
No dzięki chłopaki mogłam jej sama powiedzieć, że miałam sesję do Glamour jej ulubionej gazety, a teraz będę miała kazanie -  pomyślałam.
- Takim drobnym druczkiem pisze imię i nazwisko modelki. Możecie je przeczytać.- uśmiechnęłam się do chłopaków
- Daj - zabrał gazetę Wojtek Karolowi.- Fotograf Józef Kowalski, stylizacja Katarzyna Muller, Modelka - Amelia Nowak - czytał Wojtek. - Ha,  mówiłem, że to ty tutaj jesteś! – powiedział szczęśliwy do mnie.
- I miałeś rację,  mam całą jedną stronę w gazecie - mówiłam.
- Dobra chodź, bo nam sklep zamkną - powiedziała Monika idąc w stronę auta. A ja szłam za nią.- Mogłaś się pochwalić przez telefon, chociaż, że miałaś sesję do mojej ulubionej gazety to bym wykupiła cały nakład - gadała wchodząc do auta.
- Nie wiedziałam, że będzie tak szybko będzie ten numer. Nie obrażaj się na mnie. I mów gdzie mam jechać.
- Nie obrażę się jak dostane autograf - powiedziała śmiejąc się.- Yyy.. jedź prosto.
Droga do sklepu zajęła nam pięć minut.
-To, co kupujemy sobie jakieś dobre wino?- spytałam.
- Jestem za i jeszcze kupmy chłopakom dwa sześciooopaki – wyszczerzyła się.
- I dużo chipsów, i coś w tym stylu - chodziłam po sklepie pakując paczki z chrupkami, paluszkami do koszka. A Monika wybierała alkohol.
- Weźmiemy im Lecha, bo jest w opakowaniu, a dla nas jedno białe drugie czerwone wino
- Ale tylko słodkie - przerwałam jej- To jest dobre - pokazałam jej butelkę z trunkiem.
- Okej, to już mamy wszytko idziemy płacić - uśmiechnęła się do mnie.
- Już wiem, co znaczy ten uśmiech, ty dajesz kasę ja płacę.
- Tak - przerwała mi. - Jak za małolata.
I zaczęłyśmy rozpakowywać na taśmę swoje zakupy.
- Dzień dobry - powiedziałam, gdy nadeszła moja kolej kupowania.
- Dzień dobry, a dowodzik jest? – zapytał kasjer szalenie rozbawiając mnie tym.
- Niestety nie ma - spojrzałam na Monikę ona musiała wyjść ze sklepu żeby nie wybuchnąć śmiechem
- To teraz kupisz tylko chrupki i tą resztę, a po alkohol przyjdziesz jak będziesz miała dowód - pan sprzedawca mówił bardzo surowo.
- To ja jednak znalazłam ten dowód - podałam kawałek plastiku, który wyjęłam z portfela i podałam pracownikowi.
- Bardzo zabawne - bąknął pod nosem, skasował produkty ja zapłaciłam i wyszłam.
- Nie wierzę, że dalej to robisz. Znam ten numer odkąd mamy dowody - mówiła Monika powstrzymując śmiech.
- A ja nie wierzę, że dalej pytają mnie o dowód. Na prawdę nie wyglądam, na dwadzieścia trzy lata?
Zapakowałyśmy zakupy na tylnie siedzenie, bo niestety bagażnik zamknął się w sobie i nie chciał się otworzyć,
- Mamy półtorej godziny do imprezy. Więc ruszamy ogarniać się - oznajmiła patrząc na zegarek..
- Dobrze szefowo! - powiedziałam.
Przyjechałyśmy na miejsce zabrałyśmy produkty i ruszyłyśmy w stronę jej pokoju. Szykować się na party.

Beta -Hangon

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 2



Zjechałyśmy windą na parter i ruszyłyśmy wzdłuż długiego korytarza, prowadził nas na miejsce.
- No i nie wypiłyśmy tej kawy. A ja głupia nawet nie spytałam się, czy nie chcesz czegoś zjeść, ale znając ciebie to nie jadłaś śniadania przed wyjazdem - wypaliła Monika
- Spokojnie nie chcę. Jadłam batoniki po drodze – odpowiedziałam, czekając na odpowiedź przyjaciółki.
- Cała ty. Zdziwiłabym się jak byś powiedziała tak jadłam śniadanie w domu – zażartowała przyjaciółka.
- Ale tak i tak mnie kochasz - cmoknęłam ją w policzek.
- Tak, kocham. Ale daruj sobie te czułości. Do roboty, a nie!- machnęła ręką i otworzyła drzwi do Sali. Weszłam za nią, byłyśmy chyba nie widzialne, bo nikt nie zauważył naszego wejścia.
Wszyscy panowie cisnęli się wokół jednego stołu, większość z nich znałam przez Monie, bo zanim przyjechała tutaj do pracy, to oglądała wszystkie mecze reprezentacyjne. Grali w jakąś grę, ale gdy któryś powiedział – Kent, to musiałam powstrzymać śmiech, prawie w ogóle nie byłam zdziwiona, że faceci po dwadzieścia i trzydzieści kilka lat grają w grę z koloni.
- Dobra chłopaki proszę o chwilę uwagi. To jest Amelia i będzie dziś waszą fryzjerką - przedstawiła mnie. Momentalnie dwunastu facetów spojrzało na mnie przenikliwie.
- Chyba striptizerką - próbował żartować jeden z nich, mnie to nie bawiło, ale panów i owszem, bo wszyscy się śmiali w głos.
- Oj chyba ktoś tu potrzebuje podnieść swoje ego albo jest niewyżyty. Wiesz dam ci numer do specjalisty, bo może musisz z kimś pogadać, albo jednak nie wiesz po drodze mijałam takie panie, które świadczą różne usługi, może skorzystasz opłacę ci to -  wymówiłam te wszystkie słowa z zaciśniętą szczęką, próbując nie wybuchnąć ze złości.
- Oj to miało zaboleć, nie udało ci się skarbie - wypalił Bartman. A wszyscy uważnie przyglądali się tej konwersacji.
- Nie słódź mi tutaj, bo mogę cię unieszczęśliwić na dłuższą chwilę  – pokazałam maszynkę, którą właśnie wyjęłam z pudła.
- Ostra jesteś – wzruszył brwiami. - Ale ze mną nie będzie ci tak łatwo – wyszczerzył się Zibi.
Boże, co te wszystkie laski w nim widzą, kupa mięśni i zero mózgu. Pewnie myśli nie tą częścią ciała, co potrzeba – pokręciłam głową zerkając na nich wszystkich.
- Dobrze, a więc panie Bartman zapraszam do strzyżenia będziesz pierwszy – stanęłam w bojowym humorze. - Sam się zgłosiłeś na ochotnika – mruknęłam triumfalnie.
 - Mel mówiłam tobie, że są najgorsi klienci jakich możesz mieć – przypomniała mi Monika, puszczając do mnie oczko.
- Jak muszę być pierwszy, to zaczynajmy, bo nie chcę spędzić godziny na fotelu, Pani Amelio -  rzekł z dziwnym wyrazem twarzy, który miał być uśmiechem.
- A więc panie Zbigniewie tniemy na jeden milimetr czy na zero? – powiedziałam z powagą w głosie. Chyba delikatnie się wystraszył.
- Nie, nie! – krzyknął od razu. - Tak żeby było ładnie – delikatnie wymawiał słowa, błagalnym głosem.
Dobra zlituję się nad nim, bo już jest skrzywdzony przez los nie posiada rozumu - pomyślałam.
Robienie mu fryzury nie było wcale trudne. Standard cięcia męskiego krótsze boki i dłuższa góra, zajęło mi to piętnaście minut, ale wyszło z satysfakcjonującym wynikiem końcowym. 
- No i co bolało? – spytałam, lekko chichocząc pod nosem.
- Przyznaję, że jesteś nawet dobra – powiedział, odwracając się do mnie. – A nawet cię polubiłem – dodał po chwili. – Lubię ostre dziewczyny – znów poruszył brwiami, uśmiechając się.
- To kto następny? - rzuciłam, czując się troszkę lepiej.
Panowie już ustalili kolejkę, kolejny był Paweł Zatorski z nim nie było jakiś zbędnych wymian poglądów tak samo jak z Grześkiem Boćkiem, Fabianem Drzyzgą, Michałem Kubiakiem i Marcinem Możdżonkiem.
Następni panowie byli też bardzo łatwymi klientami, ale ich poczucie humoru nie ułatwiało mi pracy.
-Pani Amelko, wie pani już te odrosty trzeba by zrobić, bo są koszmarne - mówił damskim głosem Michał Winiarski
- Mamy na pokładzie żartownisia – stanęłam, zakładając jedną rękę na biodro.
Po Winiarze był Andrzej Wrona, który chciał aby jego włosy były takie jak są teraz, czyli żadnego progresu. Kurek, Kłos i Ignaczak mieli takie same wymagania, ale na strzyżeniu każdego poświęciłam po pół godziny, bo ich żarty powodowały, że płakałam ze śmiechu.
- Poczekasz chwilkę, skoczę tylko po coś do picia? -  powiedziałam do bruneta, który był ostatni w kolejce
- Dobrze poczekam – odpowiedział miło. - Albo wiesz co? – zapytał po małej chwili. – Usiądź, ja przyniosę tobie coś do picia, hm? – spytał, uważnie na mnie patrząc.
- Dzięki, jeśli ci to nie przeszkadza – odpowiedziałam, uważnie przypatrując się mu.
- Melka już skończyłaś? Chodź idziemy na kawę!- wparowała do pomieszczenia Monika.
Nawet nie zauważyłam, że wszyscy panowie sobie po prostu poszli.
- Chętnie, ale został mi..- musiałam się skupić, bo wypadło mi jego nazwisko z głowy. – Włodarczyk! Tak, on mi jeszcze został.
- Znalazłem tylko wodę. Może być? – zawołał mężczyzna wchodząc do Sali.
- Tak może. Dziękuję - odpowiedziałam i próbowałam obdarować chłopaka szczerym uśmiechem.
- Ach tak wy się pewnie nie znacie. Wojtek, to Amelia. Amelia, to Wojtek – przedstawiła nas Monia i wyleciała z pomieszczenia.
- Miło mi - rzekł i wyciągnął z uśmiechem w moją stronę rękę.
- Mi również miło - nie powiedziałam nic odkrywczego, ale odwzajemniłam uścisk dłoni.
Przyjrzałam się Wojtkowi, na pewno miał ponad dwadzieścia lat, ale dokładnie ile, to nie byłam w stanie powiedzieć. Był wysoki, ale jak był by niski nie byłby siatkarzem, jego brązowe oczy wydawały się smutne, włosy również miał brązowe, uśmiech z jego twarzy chyba nigdy nie schodził.
-To co, jak tniemy?- spytałam wyrywając się z letargu.
- Hmm? – chwilę pomyślał. Może boki troszkę krócej od góry? – zapytał, podnosząc swe tęczówki na mnie.
- Jasne – rzuciłam. - Już się robi! – powiedziałam z entuzjazmem w głosie.
Zajęło mi, to około dziesięć minut.
- Gotowe! – powiedziałam, zdejmując z niego ochronkę.
- Dzięki - odpowiedział chłopak, wstając z miejsca.
- Wojtek powiedz mi skąd mogę wziąć miotłę? Bo muszę to posprzątać.
- Na korytarzu stał wózek z miotłami i innymi rzeczami, powinien dalej tam stać.
- I co już skończyłaś? – wpadła, jak strzała panna Kowal.
- Tak, tylko posprzątam i już mogę iść na upragnioną kawę - rzekłam do przyjaciółki.
- Ty tego nie musisz sprzątać. A i zapomniałam ci powiedzieć zostajesz na noc, bo jest mała impreza, i ty też jesteś zaproszona - powiedziała uradowana z błyskiem w oku.
- Mogłam się tego spodziewać. Chodź na tą kawę - nie udawałam obrażonej, bo taka była Monika po niej można było się wszystkiego spodziewać.

Beta: Hangon

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 1



 Godzina 6.00, a ja już na nogach - Ach, czego się nie robi dla przyjaciółki? Ale tak i tak ją uduszę! Szybki prysznic, jest dziś ciepło – w końcu koniec czerwca, założę, więc jasne dżinsowe szorty, czarną luźną koszulkę, a na nogi wkładam moje ukochane trampki. Dopakowuję mój kufer z przyrządami fryzjerskimi oraz prywatną torbę, sprawdzam czy mam wszystkie dokumenty.
- Dobra w zasadzie, to gdzie, ja mam jechać wiem tylko tyle, że Spała.Super! – mówię wsiadając do samochodu.
Na stacji benzynowej tankuję do pełna - Jeszcze pewnie czeka mnie to dziesięć razy. Kupiłam jeszcze pięć batoników i trzy puszki pepsi - Pan w kasie dziwnie się na mnie patrzył, ale no cóż no trudno. I znów proszę w myślach, żeby moje BMW E34 odpaliło. Udało się! Włączam muzykę ostatnio moją ulubioną piosenkę - Daft Punk- Get Lucky. Po drodze zaliczam trzy stacje benzynowe. Godzina 9.20 docieram bliżej lub dalej miejsca docelowego, teraz już Monika musi mnie pokierować telefonicznie do celu.
- Halo! – słyszę w słuchawce zaspany głos przyjaciółki.
- Nie no stara nie mów, że jeszcze śpisz? Ja już jestem prawie na miejscu - odpowiedziałam nieco podirytowana.
- Co tak szybko!? A gdzie jesteś? - wykrzyczała zdziwiona
- Hm.. w Spale, koło musztardowego domu - powiedziałam rozglądając się wokoło.
- To musisz jechać asfaltową drogą.
- Ale tu wszędzie jest asfalt - roześmiałam się.
- Daj mi piętnaście minut i tam się zjawię - rozłączyła się.
- O kurde, jakie zadupie, co ja tu robię? Dlaczego zawsze daję się wciągnąć w jakieś gówno? Znając moją kochaną przyjaciółkę, to te piętnaście minut zamieni się w dwie godziny. To miejsce mnie przeraża - mówiłam w myślach przeklinając dzień, w którym poznałam Monie.
Po jakimś czasie podjeżdża nieznane mi czarne ogromne auto.
-Zajebiście. Jeszcze mnie wywiozą do lasu i zakopią żywcem. Suuper! - burknęłam pod nosem.
- Melka! Boże, jak ty wyglądasz jak jakaś małolata, nie poznałam cię!- wykrzyczała Monika wyskakując z auta.
- O to, ty myślałam, że to jacyś zboczeńcy, którzy chcą mnie wywieźć do lasu - przytuliłam się do przyjaciółki.
- Też się cieszę, że cię widzę. To furka Bartka, bo moje padło - powiedziała i odwzajemniła uścisk.
- Brakuje mi ciebie w tym nudnym mieście -rzekłam.
- Dobra, koniec tych czułości. Jak szybko się uwiniesz z chłopakami, to będziemy miały dużo czasu na ploteczki. A teraz jedź za mną, tylko się nie przeraź, mam zakaz jechania szybciej niż dwadzieścia na godzinę – powiedziała i wsiadła do auta
Zrobiłam to samo po odpaleniu silnika w radiu grali „Donatan&Cleo – My Słowianie”, utwór ten wprowadził mnie w bardzo radosny nastrój. Niestety musiałam przyciszyć odtwarzacz, bo ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Była to pani Aldona.
- Dzień dobry Amelio. Mam ważną sprawę czy możesz teraz rozmawiać? - spytała poważnym głosem.
Nie mam, co robić tylko rozmawiać z nią na poważne tematy!?- pomyślałam.
- Tak, oczywiście mogę. Chwilkę tylko przełączę na głośnik, bo jestem w samochodzie -powiedziałam.
- Posłuchaj dostałam propozycje od sieci „Lady”. I chyba wiesz, o co chcę cię zapytać? -rzekła.
- Jeżeli chodzi, o mnie nie jestem zachwycona tą propozycją, nawet jestem na nie.
- Byłam przygotowana na taką twoją odpowiedź, ale wiesz, że ja decyduje o ostatecznym losie salonu, ty tylko dałaś pieniądze na małą odnowę – mruknęła z przekąsem.
- Sto pięćdziesiąt tysięcy złotych to dla pani mało? Zakład był na skraju bankructwa jak miała pani pięć klientek dziennie, to było bardzo dobrze, będąc na praktyce nie dostawałam pieniędzy. Gdy dostałam pieniądze od rodziców na osiemnaste urodziny postanowiłam stworzyć sobie i pani nowe, a zarazem lepsze miejsce pracy, a teraz mam zostać na lodzie – mówiłam, jak nakręcona.
- Dobrze nie zbankrutowałam dzięki tobie, ale teraz mam szansę na unormowanie moich zarobków i pracowania na emeryturę. Proponuję ci dziesięć tysięcy w zmian za twoją część firmy i oddam ci twoje pieniądze. Gdyby nie to, że sieć każe mieć jednego właściciela, to dalej byś była współwłaścicielką salonu, ale pod inną nazwą.
- I pani chce sprzedać się sieci? Prawie trzydzieści lat pracy na renomę i nazwę salonu pójdzie się, za przeproszeniem jebać! – warknęłam.  
- Hamuj się ze słowami. Daję ci sto sześćdziesiąt tysięcy za to żebyś wyniosła się z salonu. I to jest moja dobra wola, że proponuję ci pieniądze, równie dobrze mogę wręczyć tobie wypowiedzenie i się pożegnać. Masz czas do jutra rana na odpowiedź. Żegnam - rozłączyła się.
Czułam, że w jednej chwili wbił mi ktoś nóż w serce, ten salon to mój drugi dom albo moje dziecko.
- Ej, co jest wysiadasz czy nie? – krzyczała Monika waląc w szybę.
- Dobra, z kim tak romansowałaś przez ten telefon, opowiadaj o nim?- powiedziała całkiem poważnie, gdy wysiadałam z auta.
- To była moja szefowa. Od poniedziałku będę szukała nowej pracy. Fajny romans, prawda? - rzekłam bez entuzjazmu.
-Ale jak to? Przecież jesteś współwłaścicielką, ona nie może cię tak po prostu zwolnić - zabłysnęła wiedzą.
-Właśnie, że może, bo daje mi za to pieniądze. Więc poszukam nowej pracy. Chodźmy już nie chcę o tym rozmawiać – wściekłość wylewała się ze mnie tonami.
- Jest dziesiąta panowie za godzinę kończą trening. Chodź napijemy się kawy - zaproponowała
Zgodziłam się, wyjęłam rzeczy z bagażnika i ruszyłyśmy w stronę pokoju panny Kowal.
Obiekt z zewnątrz wydawał się ogromny miał trzy hale obok głównego budynku, do którego zmierzałyśmy. Wjechałyśmy windą na trzecie piętro, pokój Moniki miał numer 111.
- Czuj się jak u siebie w domu -powiedziała otwierając drzwi do pomieszczenia.
- I tak teraz mieszkasz? Bardzo gustownie urządzone, jak na koloni, na której byłyśmy jakieś dwanaście lat temu - zażartowałam i obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Mój pokój jest mało ważny, powiedz mi lepiej jak twoje sprawy sercowe się mają? - wkroczyła na niezręczny temat.
-Moje sprawy sercowe mają się nijak, właściwie ich nie ma - odpowiedziałam krótko i zwięźle.
-Ale jak to od pięciu czy sześciu lat nie masz kontaktu z facetami? - dalej ciągnęła temat.
-Tak minęło już pięć lat odkąd przyłapałam tego dupka, po pięciu latach związku jak obracał moją koleżankę w jego łóżku. I dalej nie umiem poukładać sobie życia. Niby jest dobrze, bo nie mam czasu o tym myśleć, ale wiesz, że jest mi ciężko. Boję się znów w coś angażować żeby nie bolało - powiedziałam, po czym rozpłakałam się. Monika była jedną z niewielu osób, z którą byłam bardzo szczera. Moja przyjaciółka jak zawsze w takich sytuacjach milkła, i tylko przytulała mnie, dając się wypłakać bez zbędnych pocieszeń. Gdy już się wypłakałam do łazienki, aby przywrócić się do stanu normalnego.
- Ciekawe czyja ta trupiasta beemka – rzuciłam pytaniem, w między czasie ktoś wpadł do pomieszczenia. Był to Kłos, a za nim wszedł Kurek, chłopak Moni.
-Trupiasta powiadasz? Ale, pod jakim względem? – powiedziałam, a jego twarz przybrała dziwny wygląd.
-Czy chcesz powiedzieć, że to twoje auto? – spytał.
-Jeżeli chodzi ci o kiedyś pięknie czerwone, a teraz nieco wypłowiałe BMW Kombi? To i owszem jest moje - odpowiedziałam.
-Melka poznaj Karola. Miałam dokładnie takie samo przywitanie jak ty. I przyzwyczaj się oni wchodzą bez pukania – poinformowała mnie Monika.
- Cześć,  Amelia jestem. Będę dziś twoją i twoich kolegów fryzjerką - przedstawiłam się.
-Karol pomóż mi zebrać chłopaków do konferencyjnej - powiedział Bartek i obaj wyszli.
-Mel możesz się szykować na najwybredniejszych klientów w twojej karierze - zażartowała Kowal.
- Spokojnie jestem na to gotowa. Jak któryś zechce ombre albo byleage to da się zrobić - obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Chłopaki już czekają. Ostrzegam nie są zachwyceni - rzekł Bartek przez drzwi i poszedł dalej.
Wzięłam swój kuferek, przejrzałam się w lustrze, oczy miałam jeszcze lekko opuchnięte od płaczu, ale ogólnie nie wyglądałam tak źle.
- Prowadź -  rzekłam do przyjaciółki.

Beta: Hangon